środa, 27 listopada 2013

Ostatnia z rodu

Na początku listopada objechałam z tatą rodzinne groby w Wielkopolsce. Tata był w dość ponurym nastroju, stwierdził bowiem, że nie wie, czy nie będzie to jego ostatni listopad i chce mieć pewność, że ja wiem, gdzie są groby przodków, że i za rok i za lat dziesięć je odnajdę i o nie zadbam. Oczywiście, że to zrobię, pokrewieństwo jest lepsze od wyobcowania, winna im jestem szacunek i pamięć.
Przy okazji doszłam jednak do dosyć smutnych wniosków. Oczywiście, nasz ród, wywodzący się od pewnego XIII-wiecznego rycerza, jest dosyć rozrośnięty i o jego wymarcie raczej nie trzeba się martwić. Ale akurat w naszej jego gałęzi sprawy nie wyglądają różowo. Są w niej bowiem już i tacy zmarli, którzy po zeszłorocznej śmierci mojej babci żyją już tylko w pamięci mojego ojca i jego siostry. I teraz – w mojej.
Są tacy, których groby będą zadbane i pielęgnowane przez dzieci, wnuki, prawnuki bez względu na to, czy przybędzie na nie świeczka jeszcze i ode mnie, czy nie. Ale są i tacy, o których groby mogę zadbać już tylko ja, bo zwyczajnie nie zostali już żadni inni żyjący krewni. Albo zostali, ale tacy, którzy się nie zajmą, nie zatroszczą, bo nie jest to dla nich ważne, bo szkoda im sił, środków i pieniędzy. Ludzie, którzy dla przykładu gotowi są wyrzucać XIX-wieczne pamiątki rodzinne, na które babcia chuchała i dmuchała całe życie, bo nie pasują im do modernistycznego wystroju mieszkania.
Dla niektórych moich przodków i krewnych zostałam więc tylko ja, bo tacie brakuje już sił. Dla pradziadka Władysława, po którym zostało kilkoro prawnucząt, ale nikt z pozostałych od dwudziestu lat nie pofatygował się na jego grób. Dla Walerii, jego pierwszej żony, która co prawda nie była moją prababką, ale nie pozostał przy życiu nikt z jej krewnych, więc i za jej grób czuję się odpowiedzialna. Dla praprababki Teodory, którą niedługo będę musiała przenieść na inny cmentarz. Ten, na którym została pochowana, stary, urokliwy, XIX-wieczny cmentarzyk zostanie niebawem skasowany – na malowniczy skwer w dobrej lokalizacji ostrzy sobie zęby i ślini się kilku deweloperów.
Tylko u nas! Kup luksusowy apartament w nastrojowym osiedlu postawionym na ludzkich kościach! Dogodne raty, histeryczne wycie psów, nawiedzenia, duchy i upiory w cenie!
Przecież nie wszyscy tam pochowani mają jak Teodora jeszcze żyjących potomków, którzy się zatroszczą, którzy przeniosą, którzy nie dopuszczą do wrzucenia ich kości do wspólnego dołu z wapnem gdzieś na nowym cmentarzu komunalnym. Nie wszyscy zostaną upamiętnieni choćby tabliczką. Nie sądzę, by podobało im się tak brutalne naruszenie ich spokoju i miejsca spoczynku.

Tak czy inaczej, uświadomiwszy sobie te kilka spraw, poczułam się prawie jak Anna Jagiellonka. Ostatnia z rodu. Dziwne i smutne uczucie. Sprawia, że zaczynam się zastanawiać, czy jednak nie byłoby dobrym pomysłem, żebym jednak, mimo wszystko, miała dzieci. Którym przekażę to, co sama wiem i czuję. Którym pokażę groby przodków i wpoję odpowiedzialność, szacunek i troskę o nie. Które zaopiekują się tymi mogiłami, gdy i mnie zabraknie. 

poniedziałek, 25 listopada 2013

Bogini

Dziś po długie przerwie znowu mały wierszyk.


Bogini

W słońca promieniach jawisz mi się
świetlista, przejrzysta

W księżyca poświacie tak kocia
jesteś, magiczna

W jęków oddechach, w krwi ekstatycznym
wrzeniu wielbię cię

Frejo, Mokosz, Przedwieczna