czwartek, 7 października 2010

O rachunku i przyjaźni

Święto Plonów minęło już dawno, a ja ledwie dałam radę wyrwać się na kwadrans do lasu i nawet nie zdążyłam o niczym napisać. Ani o jednym, ani o drugim święcie.
Haustblot (tak już będę wymiennie tych trzech nazw używać) to zawsze było dla mnie ważne i bliskie święto. Zawsze właśnie wtedy robiłam sobie małe podsumowanie, mały "rachunek" minionego roku. No bo, po pierwsze, częściowo właśnie taka "podsumowująca" jest funkcja i natura tego święta. A po drugie, to ja jestem taka Mabonowa dziewczynka - tuż po święcie przypadają moje urodziny. Więc moment w sam raz na rachunek zysków i strat minionego roku. 

Tak było i w tym roku. Ostatni rok nie był dla mnie łatwy. Dużo wyzwań i problemów zawodowych, kilka sukcesów, i owszem, ale przede wszystkim maaasa roboty. Skończyłam kolejne studia, trzecie już. Zaczęłam zajmować się rzeczami, o których nie sądziłam, że potrafię i że sobie poradzę. A do tego i prywatnie było ciężko. Marena co i rusz usiłuje dobrać się do jakiejś bliskiej mi osoby z rodziny, a z tym, że zagięła parol na mojego tatę, to już naprawdę przesadziła. Tak, wiem, że nawet najbardziej kochane osoby nie żyją wiecznie i mój tata też kiedyś będzie musiał pójść za Panią Śmierci. Ale nie, kurva, już teraz. Bardzo, bardzo proszę.
Z pozytywnych rzeczy - było w tym roku kilka takich wydarzeń i momentów, że kiedy o nich myślę, uśmiech sam wypływa na twarz. Były radości i wielkie, i te malutkie. Maj, kiedy konferencja wyszła mi tak, że proszę siadać. I sierpień, kiedy z jednej strony byłam rozdygotana o zdrowie taty, a z drugiej okazało się, że mogę zrobić event na 700 osób. Moje kolekcjonowanie się nieco uprofesjonalniło, zdobyłam kilka perełek, do których śliniłam się przez kilka lat i sama dołączyłam na wspaniałe forum i poznałam wiele cudownych osób i w necie i w realu. 

No i sprawa najważniejsza. W tym roku z powrotem udało mi się zbudować piękną przyjaźń. Nie psiapsiólstwo czy kumpelstwo, ale przyjaźń. A jak rozumiem przyjaźń?

Przyjaźń jest wtedy, kiedy wiem, że on, gdyby go znowu spotkał, rozszarpałby człowieka, który mnie skrzywdził. I wtedy, kiedy on wie, że gdybym ją znowu spotkała, to ja wydrapałabym oczy i wyrwała język kobiecie, która złamała mu serce i odebrała dzieci.
Przyjaźń jest wtedy, kiedy on zupełnie nie interesuje się dziedziną, którą ja się zajmuję, ale staje na głowie, żeby pomóc mi załatwić i zorganizować różne związane z nią sprawy tylko dlatego, że to "mój świat". I wtedy, kiedy ja zupełnie nie znam się na dziedzinie, którą zajmuje się on, ale robię wiele, żeby pomóc mu tę działalność rozwijać, tylko dlatego, że to "jego świat".
Przyjaźń jest wtedy, kiedy on pilnuje, żebym brała leki i zdrowo się odżywiała. I wtedy, kiedy ja pilnuję, żeby on skończył pisać pracę.
Przyjaźń jest wtedy, kiedy mamy zupełnie inne zainteresowania, doświadczenia i pomysły na życie, a mimo to mamy o czym rozmawiać godzinami. I wtedy, kiedy możemy godzinami milczeć w swoim towarzystwie i czuć się z tym komfortowo.
Przyjaźń jest wtedy, kiedy on potrafi schować dumę do kieszeni i ośmieszyć się dla mojego dobra. I wtedy, kiedy ja potrafię zapomnieć o tym, co było dla mnie ważne, żeby go chronić.
Przyjaźń jest wtedy, kiedy w pokoju pełnym rozgadanych ludzi wystarcza nam jedno spojrzenie, żeby się porozumieć. I wtedy, kiedy każde z nas może wstać i "na forum" zająć dowolne stanowisko w dowolnej kwestii wiedząc, że to drugie go poprze bezwarunkowo.
Przyjaźń jest wtedy, kiedy ja wolę, żeby on pobył z córką, którą widuje raz na dwa tygodnie, niż spędził ten czas ze mną. I wtedy, kiedy on woli, żebym na obiad zaprosiła tatę z chorobą nowotworową, niż jego.
Przyjaźń jest wtedy, kiedy on rezygnuje z urlopu, żeby mi pomóc. I wtedy, kiedy ja rezygnuję z dodatkowego zlecenia, żeby pomóc jemu.
Przyjaźń jest wtedy, kiedy ja pamiętam o urodzinach jego córki. I wtedy, kiedy on pamięta o weterynarzu mojej kotki i wozi ją do niego, chociaż nie cierpi kotów.
Przyjaźń jest nie tylko wtedy, kiedy wzajemnie wypłakujemy się sobie na ramionach, gdy jest nam źle. Jest jeszcze bardziej wtedy, kiedy potrzebujemy opowiedzieć sobie nawzajem, jak zajebiście minął nam dzień. 
Przyjaźń nie potrzebuje wielkich słów i deklaracji. Nigdy nawet explicite o tym nie rozmawialiśmy. Przyjaźń potrzebuje lojalności i troski o tę drugą stronę w zwykłych, codziennych drobiazgach.
To jest właśnie przyjaźń. Jedna z najpiękniejszych i najlepszych rzeczy, jakie mi się w życiu przydarzyły. 

5 komentarzy:

  1. Piękna jest taka przyjaźń...

    OdpowiedzUsuń
  2. W przyjazni ważne jest żeby wzajemnie się słuchać ;)Chyba to jest dla mnie najważniesze;)
    Ładnie napisane ;)Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie powiedziane.
    Bardzo bogate są Twoje refleksje.
    Sława!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń