piątek, 20 sierpnia 2010

Wigierskie obrazki, część 2

- Zatęskniłem... Pewnie za lasem. 
- Lasy są wszędzie.
- Ale pachną inaczej.

Film "Stara Baśń" uważam raczej za przykład tego, jak nie należy robić filmów o Słowianach, jednak jest w nim kilka rzeczy, które takiej wiedźmie jak ja się spodobały. Między innymi powyższy cytat. Bardzo, bardzo prawdziwy. Mam to szczęście, że mieszkając (niestety z przymusu) pod stolicą, mieszkam 100 metrów od lasu, 200 metrów od uroczyska, a nawet zaledwie kilka kilometrów od pozostałości średniowiecznego grodziska... A jednak zawsze, ciągle i nieustannie tęsknię za lasami Suwalszczyzny. Bo są inne. Głębsze, zieleńsze. I pachną inaczej. Wolnością, życiem, historią. Tym nieuchwytnym czymś, co nad brzegami tych jezior trwało niezmiennie przez wieki, podczas gdy dookoła zmieniało się wszystko: ludzie, całe pokolenia przychodziły i odchodziły, przetaczały się wojny, rewolucje i inne burze dziejowe... A kamienie na dnie Hańczy trwały niezmiennie, woda w Wigrach falowała, drzewa nad ich brzegami szumiały, poruszane oddechem Strzyboga. Genius locci.

Jak pachnie podsuwalski las? Niestety, komputer nie jest w stanie tego przekazać. Dlatego zapraszam was chociaż do obejrzenia kolejnych obrazków z mojej tegorocznej wyprawy. Wigierski Park Narodowy wita.


Przesmyk między sąsiadującymi jeziorami: Wigry i Dowcień.


Widzicie tę czystą wodę? Kryształy mogą się schować.


Wigry są jeziorem szczególnym. Mają powierzchnię łączną aż około 27 km kwadratowych, ale są tak "pozakręcane", że w całej okazałości można ten ogrom wody podziwiać jedynie z lotu ptaka (tudzież helikoptera ^^), albo ze szczytu klasztornej wieży. Po wdrapaniu się na jej otwarty na cztery strony taras widokowy, panorama jeziora i okolic naprawdę zapiera dech w piersiach. W tym roku jednak wiedźma sobie odpuściła wdrapywanie się, jako że z racji turystów, którzy zjechali na Jarmark, kolejka do wejścia do wieży była taka, jakby za komuny szynkę rzucili. Wiedźma zaś zdecydowanie preferuje turystykę indywidualną, żeby nie powiedzieć samotniczą i naprawdę nie gustuje w przepychaniu się przez tłum ludzi, celem cyknięcia fotki. X lat temu zaliczyła to na Morskim Oku i obiecała sobie wtedy, że nigdy więcej. Tym bardziej, że na Wigrach w dowolnym innym terminie niż 15 sierpnia można sobie na tej wieży siedzieć samemu dwie godziny, innych zwiedzających nie napotkawszy. A jeszcze poza tym, już ładnych kilkanaście (albo i kilkadziesiąt ^^) razy w życiu miała wiedźma okazję na tej wieży być, panoramę podziwiać i obfocić. Przeto widoku ogólnego Wigier tym razem nie będzie. Będzie zaś to, co widać z różnych punktów linii brzegowej, czyli pojedyńcze zatoczki i plosa* (część jeziora), a i to daleko nie wszystkie.










Oraz wąska zatoczka przy klasztorze, z małą przystanią do cumowania kajaków i żaglówek.


Kaczka najwyraźniej uznała, że nie wyglądam na kogoś, kto chciałby przerobić ją na niedzielny obiad i łaskawie zapozowała z odległości jakiegoś 1,5 metra ;).


Podobnego zdania była parka łabędzi z młodymi, jeszcze w szarym upierzeniu ^^. Generalnie od czasu wizyty papieża (i uruchomionych po niej rejsów na Wigrach papieskim stateczkiem), menu wigierskich łabędzi znacznie się urozmaiciło. W końcu nie tak wiele ptaków w Polsce ma okazję być regularnie tuczonymi rzucanymi ze statku i z pomostu kremówkami ;). Zawsze wiedźma ciekawa była, co na to ekolodzy. Łabędzie wydają się być zachwycone.



No i last but not the least, zdjęcie, które pokazuje nie tylko obfite zarybienie wigierskiego akwenu, ale także czystość wody, w której te rybki widać i gołym okiem i obiektywem z odległości 2 metrów.


A na dzisiejsze pożegnanie z Wigrami, jeszcze rzut oka na jedno z plos jeziora ze wzgórza klasztornego. Żeby jak najdłużej mieć w sobie zapach wigierskiego lasu, wody i wiatru.


Dziękuję, że na chwilkę wróciliście tam ze mną...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz